O ile z Sokołem maltańskim sprawa była prosta, tak tutaj już zdecydowanie nie jest. Powieść Hammetta była przeniesiona na ekran niemalże 1:1, zaś Chandlera już nie bardzo. Po pierwsze wynika to ze stylu książek - Sokół nie jest aż tak zakręcony, zgadza się intryga jest zawiła i niezwykle ciekawa, ale nie aż tak wielopiętrowa i wielowątkowa jak w Głębokim śnie. Po drugie jest tam narracja trzecioosobowa, zaś u Chandlera pierwszoosobowa, co w przypadku filmu jest trudne do odwzorowania, więc Hawks nawet nie próbował. I chyba szkoda.
Dobrze więc - film Sokół stawiam na równi z książką, zaś z Głębokim snem jest nieco inaczej. Otóż scenariusz zbyt odbiega od pierwowzoru, to właściwie nieco inna intryga, może przesadzam, ale jest wiele istotnych zmian, a czytelnik książki momentami może się zadziwić i nie wiedzieć o co chodzi. Pewne zmiany są dobre, pewne niezbyt. Ogólnie po lekturze książki ma się lekki mętlik w głowie, ale wszystko jest dopięte na ostatni guzik, jasne i klarowne. Coś nie pasuje? Otwieramy wybrany rozdział i czytamy jeszcze raz i jest ok. Z filmem tak nie jest, on zostawia furtkę, inaczej - puste pole, które można sobie dowolnie wypełnić, bo w scenariuszu nie jest wszystko dopięte. Naprawdę zakręcona intryga i teraz pytanie czy odbierać to jako zaletę czy nieudolność scenarzystów? To kwestia indywidualnych preferencji, ja osobiście uwielbiam takie niedopięte scenariusze.
Humphrey zagrał genialnie, podobnie jak Bacall i ogólnie aktorsko nie mam nic do zarzucenia. Nieco nie podobały mi się scenerie w plenerze oraz strzelaniny/walki nieco sztywne, ale poza tym cudnie. Szczególnie dialogi wypadają genialnie, rozegrane po prostu mistrzowsko. Nic dziwnego, bo Bogart to klasa sama w sobie.
Teraz pointa - wolę Sokoła, zdecydowanie bardziej wolę Sokoła. Zarówno książkę jak i film. Obejrzeć oba to obowiązek każdego szanującego się kinomana, klasyka pełną parą i nic tego nie zmieni. Ile w tym zasługi Bogarta niech każdy oceni sam. Według mnie ktoś inny w tych rolach nie udźwignąłby tego z takim mistrzostwem jak Humphrey.
W książce Big Sleep gdy Marlowe spotyka się z córeczką generała mówi do niego, że jest wysoki, na co on, że to nie jego wina. W filmie, jako że Bogart jest średniego wzrostu, mówi ona, że nie jest zbyt wysoki, na co on, że starał się. Cudowna sprawa, oko puszczone w stronę czytelników, niezwykle mi się to spodobało.
Jeszcze coś: w książce na ostatniej scenie jest cudowny monolog Marlowe'a o "głębokim śnie". Szkoda, że nie udało się tego Hawksowi wrzucić do filmu, bo raz, że wyjaśnia to tytuł, a dwa byłoby cudnym zwieńczeniem tego dzieła, jak w Sokole, a tak mamy nieco bezpłciową pointę.
Małe co nieco o książce: jest dobra, jest cholernie dobra, na dodatek zachęca do powtórnej lektury, ale coś w niej nie do końca gra, bym mógł piać peany. Nie jestem w stanie sprecyzować co jest nie tak, ale Sokół maltański spodobał mi się bardziej. Niestety mam wrażenie, że wynika to głównie z warunków, w których czytałem obie książki - Sokoła bez stresu i w wygodnym fotelu po nocach, zaś Głęboki sen między wrzucaniem żwiru do betoniarki a żonglowaniem cegłami.
Info panel
Autor: Raymond Chandler
Kraj/język: Stany Zjednoczone/angielski
Rok: 1939
Oryginalny tytuł: The Big Sleep
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz